Magazyn „Sport dla Wszystkich” nr 9 (126) 09.2012
Prohormony - czyli jak nabierali nas przedsiębiorczy Amerykanie (i nie tylko).
Pewnego dnia w redakcji pojawił się nasz znajomy. Opowiedział nam o bardzo ciekawej rozmowie, którą odbył z pewnym ekspertem od suplementacji. Zenek- tak ma na imię nasz kumpel- znalazł w internecie bardzo ciekawe prohormony. Opisy produktów były imponujące. Jednak nie za bardzo się na tym zna, więc udał się do kolegi o poradę. Rozmowa, którą odbyli była na tyle interesująca, że postanowiliśmy ją spisać i opublikować.
-
Cześć Maćku, potrzebuje jakiś konkretny stuff na masę, doradzisz coś?
- Chodzi ci o koks?
- No nie zaraz koks, trochę zdrowie
szanuje. Jakieś prohormony może?
- Aaa, że niby takie "prekursory
hormonów", "cukierki", "suple z pogranicza"
....
- Ooo właśnie!
- Coś między 100 a 200zł, prosto z
Ameryki i odblok do tego?
- Królu złoty - o to chodzi, pomóż
koledze i doradź co i jak, bo się gubię.
- Pomogę. Po pierwsze
zaoszczędziłeś właśnie 200 zł, po drugie prawie dałeś się nabrać
oszustom a po trzecie, nie ty jeden - nabieranie chłopaków pragnących
dopakować dzięki "prohormonom” jest podobnie intratne jak
nabieranie grubasów, że schudną dzięki "przełomowemu odkryciu".
Nigdy nie było prohormonów, zmyłka szła od początku.
- No teraz
to już przesadzasz. A te wszystkie afery? Ludzie, którzy realnie
rośli, megasensacje po konkretnym towarze... przecież to nie
sugestia.
- Jasne, że nie sugestia – tak działa '”mietek”.
Dobra, wyjaśnię po kolei.
Jest druga połowa lat 90-tych, w TV
"Słoneczny Patrol", siłownie gonią pełną parą. Ale już
wtedy w USA obowiązuje zakaz stosowania sterydów anabolicznych.
Ustawa z 1990 roku wymienia listę środków zabronionych, w Europie
podobna lista dotyczy startujących zawodników, w USA sterydy wpisano
na listę substancji kontrolowanych w obrocie, zatem zakaz dotyczył
nawet amatorów. Jeden z takich właśnie amatorów kulturystyki
zapragnął wykorzystać swą świeżo zdobytą wiedzę akademicką i obejść
przepisy.
- Wymyślił prohormony?
- Nie wymyślił. To słowo
funkcjonowało już od wielu lat w medycynie i biochemii i nie miało
nic wspólnego ze wspomaganiem. "Prohormony" to określenie
dotyczące powstawania w sposób naturalny hormonów, zwykle peptydowych
(testosteron nie jest hormonem peptydowym). Dla biochemików
prohormonem jest np. proinsulina dla insuliny czy choćby witamina D3
dla kalcytriolu, natomiast handlowcy ochrzcili tą nazwą sterydy
anaboliczne, które można było oferować, gdyż nie wymieniał ich
obowiązujący w Stanach wykaz.
- No tak, dla mnie prohormony
oznaczają związki nie dość, że syntetyczne (opracowane specjalnie) to
jeszcze działające na "teścia" a nie jakaś witamina D.
-
No właśnie. To był pierwszy etap budowania legendy. Typowe leki
hormonalne, jak np. metanabol czy omadren to właśnie zmodyfikowane
formy chemiczne aktywnego hormonu. Niemal wszystkie "klasyczne"
sterydy anaboliczno-androgenne (SAA) to takie "zmodyfikowane
hormony", które później przekształcają się powodując zmiany
poziomu hormonów w organizmie. Farmakologiczna terapia hormonalna nie
polega przecież na dostrzyknięciu brakującego hormonu, ale na
stosowaniu leków, które w różny sposób zmieniają ich poziom. Nie ma
terapeutycznego rozróżnienia na syntetyczne prohormony i sterydy,
substancje te różnicował jedynie niedoskonały wykaz.
- No to co
wymyślił właściwie Patrick Arnold?
- Miał pomysł na ustawę.
Porobił związki, których ona nie obejmowała. Niedostępne już dziś,
ale znane jako pierwsze „prohormony” - androstendion,
4-AD, 1-AD, 1,4AD to po prostu sterydy anaboliczne w formach
chemicznych nie wymienionych ani w ustawie antysterydowej, ani
jakimkolwiek wykazie leków (co akurat świadczy tylko o ich
niedoskonałości). Na początku wieku można było kupić te hormony w
sklepie z żywnością, nazwa "prohormon" była po prostu
bardziej akceptowalna niż „steryd-eksperyment”.
-
Czyli Amerykanie w tamtych latach kupowali „suplement diety”
a faktycznie lecieli na sterydach?
- Z tą różnicą, że niezbyt
poznanych sterydach. Dotyczyło to niestety głównie nieświadomych
sportowców rekreacyjnych i oczywiście sportowców wyczynowych (przez
aferę BALCo nasz wynalazca trafił do amerykańskiego więzienia).
Ponieważ związki te nie były objęte ustawowym zakazem, chciwi
producenci dosypywali je także do odżywek, nawet takich jak kreatyna,
karnityna, czy tribullus. Wg badań rządowych Australii z 2002 r.
wśród praktykujących "dosypki" sterydów były nawet filmy
tak uznane jak Ultimate Nutriton, Vitalife, czy All Stars. Obecność
„dosypki” pomijano na etykietach.
-
Mam
nadzieję,
że
to
indywidualne
sytuacje
-
osobiście
wolałbym
nie
łykać
sterydów
zupełnie
nieświadomie
-
Wg
badań
MKOL
(2000-2001r)
ok.
15%
odżywek
zawierało
niedeklarowane
sterydy
(zwane
wtedy
„prohormonami”).
Np.
w
USA
było
ich
19%,
w
Austrii
23%.
Badania
były
kontynuowane
i
choć
nie
wiem
czym
kierowano
się
w
doborze
próby,
na
54
produkty
z
Austrii
22
zawierała
"dosypkę",
w
Polsce
było
najciekawiej
-
19
pośród
21
badanych
produktów
czyli
90%
z
dosypką
sterydową.
-
Niesamowite,
i
to
w
odżywkach
typu
kreatyna
itp...
-
Tak
powstała
legenda
jakości
i
mit
"prohormonów".
Jak
łatwo
się
domyślać
ustawodawca
zareagował
ostro,
w
2003
r.
wydano
nowy
Anabolic
Steroid
Control
Act
gdzie
określono,
że
sterydy
anaboliczne
to
wszelkie
związki
spokrewnione
z
testosteronem
-
od
2004
r.
nie
można
już
było
nic
wymyślać,
co
więcej
w
Stanach
jakikolwiek
"suplement"
wypływający
na
testosteron
traktowany
jest
od
tej
pory
jako
substancja
kontrolowana
z
grupy
III,
czyli
tak
jak
np.
barbiturany,
czy
związki
kodeiny.
- Czyli handlarz syntetycznym boosterem teścia jest w USA przestępcą z mocy ustawy?
- Dokładnie - jest dilerem narkotyków. Stany Zjednoczone są ostatnim miejscem na ziemi, gdzie warto by robić takie rzeczy.
- Ale podziemie istnieje, przecież w necie pełno jest anabolicznych supli, to gdzie je robią? W Meksyku?
- O tym co faktycznie krąży po aukcjach zaraz powiem, natomiast konkretne sterydy owszem, można zamówić paczką ale nie z Europy, czy USA a z Dalekiego Wschodu, deklaracja zakazanego środka „prosto z USA” wskazuje na kanciarza.
-
No
dobra,
rozumiem,
że
od
8
lat
można
zapomnieć
o
wynalazkach
typu
anddrostendion,
czy
4-AD,
ale
czym
są
zatem
produkty
takie
jak
superdrol,
halodrol,
finabolic...?
-
Nazwami
służącymi
do
zbicia
kasy.
Te
słowa
nie
oznaczają
nic
-
nie
są
ani
nomenklaturą
chemiczną,
ani
marką
handlową,
dlatego
cwani
sprzedawcy
(często
wirtualni)
posługują
się
podobnymi
do
siebie
nazwami
tocząc
coraz
większy
zlepek
mitu,
niczym
kulę
ze
śniegu.
-
Czyli
nie
są
to
klony
jakichś
konkretnych
substancji,
tyle
że
od
różnych
producentów?
-
Oczywiście,
że
nie
-
skład
nie
ma
nic
wspólnego
ani
z
nazwą,
ani
nawet
z
tym
co
podaje
etykieta.
Dam
przykład.
Produkty
opisywane
Finbol
(Finabolic),
w
zależności
od
producenta
deklarują
odmienne
składniki,
podobnie
jest
z
Halodrolem.
W
jednej
wersji
zawierał
na
przykład
zapomniany
steryd
– deoxymethyltestosteron.
A
jeszcze
ciekawsze
jest
to,
że
ten
sam
koks
okazał
się
być
podstawą
suplementu
o
niby
innym
składzie
i
działaniu
– popularnie
zwanym
S-drol
(firmy
Nutri
Costal).
Oczywiście
nie
tylko
tu
-
ten
poczciwy
steryd
był
w
też
w
ALR
Ergomax
LMC,
mimo
iż
producent
deklarował
tam
jeszcze
inny,
"nowatorski
skład",
popularnie
znany
też
pod
nazwami
SUS500
czy
Deca-Drol.
-
Czyli
różne
nazwy,
różne
związki
a
w
środku
zwykły
koks?
Zawsze
był
to
deoxymethyltestosteron?
To
jakiś
ciekawy
steryd?
-
W
ogóle
nie
ciekawy.
Dlatego
nawet
koksiarze
dali
sobie
z
nim
dawno
spokój.
Był
w
latach
60-tych
i
prawdopodobnie
producenci
wybierali
go
na
"dosypki"
licząc,
że
takiego
rzęcha
nikt
nie
będzie
szukał
podczas
testów
(testy
chemiczne
ujawniają
substancje,
które
wcześniej
trzeba
założyć
jako
cel
analizy).
Ale
nie
wszystkie
produkty
zawierały
deoxymethyltestosteron,
suplementy
opisywane
przeróżnymi
"projektowanymi
związkami”
zawierały
też
popularne
"klasyki"
dopingu,
jak
stanazolol,
metandienone,
boldenone,
czy
odpowiadający
za
łysienie
DHT.
Mówiąc
w
skrócie,
w
przypadku
kanciarza
-
nazwa
produktu
to
jedno,
deklaracja
substancji
czynnej
-
drugie
a
faktyczny
skład
-
jeszcze
zupełnie
co
innego.
Oczywiście
o
działaniu
decyduje
ten
ostatni
a
on
zależał
tylko
od
widzimisię
"producenta",
czy
może
– jego
aktualnego
dostępu
do
lewego
surowca.
-
Czyli
kupuję
holodrol
albo
s-drol,
pytam
ludzi
jak
na
nich
działało
jedno
lub
drugie
a
faktycznie
to
bez
sensu,
bo
nie
wiadomo
co
kto
miał
w
kapsułkach,
nawet
pod
tą
samą
nazwą.
-
I
to
jest
najsmutniejsze.
Nie
krytykuję
mocno
ludzi,
którzy
z
własnego
wyboru
sięgają
po
sterydy
licząc
się
zarówno
z
korzyściami,
jak
i
skutkami
ubocznymi.
Terapie
hormonalne
to
najbardziej
odpowiedzialne
kuracje
i
niezależnie,
czy
dotyczą
starca,
sportowca,
czy
kobiety
z
nieregularną
miesiączką,
to
zawsze
muszą
być
prowadzone
w
ścisłym
reżymie
i
pod
okiem
kogoś
kompetentnego,
natomiast
tępi
"producenci",
którzy
nie
mają
o
endokrynologii
zielonego
pojęcia
serwowali
chłopakom
sterydy
jak
leci
w
suplach,
bez
możliwości
oceny
składu,
czy
dawek
– opisy
dotyczyły
przecież
substancji
legalnych,
zupełnie
innych
niż
te
w
produkcie.
-
Czy
to
się
dzieje
ciągle?
-
Raczej
nie.
Sprawę
rozdmuchano,
kilka
osób
wsadzono.
w
Stanach
RDA
(odpowiednik
sanepidu)
banuje
nawet
wyciąg
z
herbaty
a
ktoś
sięgający
po
sterydy
do
produkcji
musi
liczyć
się
z
nalotem
oddziału
antynarkotykowego
(sterydy
to
wg
obecnego
prawa
USA
narkotyki
o
potencjale
uzależnienia
fizycznego
i
psychicznego).
Realne
firmy
odeszły
od
syntetyków
a
to
co
krąży
w
necie
pod
nazwami
S-drol
itp.
to
jedynie
iluzja
-
te
firmy
nie
istnieją
w
realu.
-
"Nie
istnieją
w
realu",
czyli
co,
nie
mają
adresu,
siedziby?
-
Dokładnie.
Chodzi
o
produkty-widmo
i
zmyślanych
producentów,
adresy,
których
nie
ma
na
mapie
i
„amerykańskie”
stronki
www,
z
polskimi
słowami
w
kodzie
-
„fake”
czyli
atrapy,
to
obecnie
dostawcy
„stuffu”.
Nie
sposób
wskazać
ani
jednego
przykładu
suplementu,
który
deklaruje
syntetyczny
prohormon
a
który
można
by
zobaczyć
na
stronie
internetowej
wiarygodnego
producenta
ze
Stanów.
Handlarze
imają
się
różnych
sztuczek,
np.
piszą
o
ostatnich
egzemplarzach
ze
zbanowanych
przed
latami
partii...
Naiwny
uwierzy.
-
Ale
jak
zamówię,
to
paczką
coś
przyjdzie.
Co
będzie
wewnątrz
kapsułki?
-
Totolotek,
ale
jestem
pewien,
że
nie
to
co
w
opisie
aukcji.
-
Czyli
dziś
prohormon
stał
się
już
tylko
mitem?
-
Nie
zupełnie.
Słowo
weszło
do
obiegu
i
rozumiane
jest
popularnie
jako
suplement
pod
wpływem
którego
zwiększy
się
produkcja
hormonów
anabolicznych,
takie
rozwiązania
istnieją.
Spełniło
się
przewidywanie
popularnego
farmaceuty-sportowca
Sławomira
Ambroziaka,
który
już
w
roku
2002,
czyli
przed
opisanymi
aferami
i
zmianami
prawnymi
napisał,
że
jego
zdaniem
syntetyki
anaboliczne
znikną
a
rozwijać
się
będą
inne
prohormony
(już
wtedy
tak
je
nazwał)
jak
fitosterole,
czyli
związki
pochodzenia
naturalnego.
Dziś
ten
kierunek
mocno
popędził,
gdyż
potrzeba
pośredniej
(bez
użycia
syntetycznych
SAA)
stymulacji
anabolizmu
obecna
jest
nie
tylko
w
dość
niszowej
kulturystyce,
ale
też
w
bardzo
znacznym
sektorze
przemysłu
jakim
jest
produkcja
mięsna
oraz
farmacja
rekonwalescencyjna.
To
oznacza
podjęcie
poważnych
badań,
które
w
ostatnich
latach
dały
ciekawe
rezultaty.
Mówię
o
formalnej
nauce;
nie
o
internetowych
producentach,
czy
sportowcach-biznesmenach
obiecujących
co
i
raz
kolejne
„przełomy”.
-
Czyli
ziółka
i
ekstrakty.
-
Nie
ironizowałbym
-
na
tej
samej
bazie
stoi
spora
część
oficjalnej
farmacji
i
nieoficjalnej
stymulacji
(kokaina
to
także
ekstrakt
roślinny).
Inną
sprawą
jest
fakt,
że
producenci,
którym
zwykle
brak
kompetencji
będą
nadrabiać
"czarodziejskimi"
reklamami,
natomiast
zdesperowani
handlarze
aukcyjni
-
kolejnymi
"nowinkami
z
dalekiego
świata"
a
właściwie
miejsc,
które
nie
istnieją
na
mapie.
Wmawianie
sportowcom
bajek
o
„drogim,
ale
potężnym
syntetyku
z
Ameryki”
długo
będzie
intratne.
Od redakcji:
Zainteresowanych odsyłamy do serwisu PROHORMONY.info Tam możecie znaleźć informacje o wielu „prohormonach”.